czwartek, 28 listopada 2013

mama czyli kto?

Blog dla Mam i o Mamach dlatego stawiam pytanie: mama czyli kto? 

Nie wiem czy u Was jest podobnie, ale lista moich odpowiedzi momentalnie rozrasta się w głowie, jest długa i nie widać jej końca. Rozpiętość tej roli jest potężna.

Dziecko dojrzewa i dorasta do przyjścia na świat pod naszym sercem, a my zaczynamy powoli myśleć: jaką chcę być mamą? Czytamy poradniki. Słuchamy: przyjaciółek, koleżanek, audycji, rad. Do tego dołączają się nasze Matki, Ciotki i Babki. I mechanizm ruszył. Dziecko pojawia się na świecie i my kobiety kreatywne, zaradne, niczym nieograniczone zostajemy matkami. Mechanizm wprawiony w ruch przed porodem pracuje. Słyszymy, że możemy być sexi-mamą albo mamą która pracuje. W prezencie od innych, nie zawsze znanych nam ludzi dostajemy rady, porady lub po prostu nakazy. My kobiety kreatywne, zaradne i niczym nieograniczone zaczynamy słyszeć tu i ówdzie, że "siedzimy" w domu. Nie dosypiamy, nie nadążamy, nie panujemy. Kolki, zęby, skoki rozwojowe, przeziębienia, katary, temperatura. Szybkie śniadanie, szybka kawa, szybka kąpiel. Szybkie sprzątanie, szybkie pranie, szybkie zakupy. Szybkie gotowanie. Dom i rodzina funkcjonują. Dziecko cudownie się rozwija, mieszkanie wygląda prawie idealnie. A my? A my wieczorem myślimy o jednym... o długim, nieprzerwanym śnie.

Kładziemy się do łóżka, chcemy jak najszybciej zasnąć... ale do głowy zaczyna się dobijać świat sprzed urodzenia naszego dziecka. I zaczyna się: kiedy ostatni raz umówiłaś się z koleżanką sam na sam? Kiedy urwałaś się z domu bez dziecka? Kiedy w spokoju zrobiłaś makijaż? Kiedy ostatni raz w jednym ręku trzymałaś ciepłą kawę, a w drugim dobrą książkę? Orientujemy się, że nasz świat wygląda zupełnie inaczej. Nie mamy czasu na nasze pasje. Zaradność została wyparta przez permanentne zmęczenie. Coraz częściej czujemy, że docieramy do pewnych granic. Osamotnione zapadamy się w sobie i nikt tego nie widzi. Ani dziecko, ani mąż, ani koleżanka.

Mama czyli kto?

dla mnie: FAMILY MENAGER, która zapomina o sobie.

Przyjrzyjcie się uważnie sobie i temu co robicie. Weźcie kartkę, chociażby jutro i spisujcie każdą czynność od zaparzenia porannej kawy, po moment usypiania dziecka. Nie pomijajcie prania, gotowania, sprzątania czy prasowania. Weźcie dużą kartkę. Zdziwicie się patrząc na listę.

W moim matczynym życiu był moment, w którym dotarłam do granicy. Czułam się źle. Byłam słaba i miałam przekonanie, że jestem w tym wszystkim sama. Dotknęłam kobiecej strony w roli matki i poczułam, jak bardzo zaniedbałam siebie. Swoją matczyną rolę rozciągnęłam do granic możliwości. Wyszłam wtedy z mieszkania. Piersi obłożyłam wkładkami laktacyjnymi. Spotkałam się z kolegą w mojej ulubionej klubokawiarni. Mijałam ludzi, odwzajemniałam ich uśmiechy, jak automat. Usiadłam na przeciwko kolegi i na jego pytanie co u mnie słychać odpowiedziałam jednym, przytłaczającym, prawdziwym zdaniem: czuję się nikim.

Kolega podniósł wzrok i zapytał: czy Ty naprawdę tego nie widzisz??? Czy Ty naprawdę nie widzisz tego, że robisz najważniejszą rzecz na świecie. Wychowujesz dziecko na szczęśliwego człowieka.

Wtedy tego nie widziałam. Wydawało mi się, że właściwie nic nie robię, bo przecież "siedzę" w domu. To był moment, kiedy zaczęłam wyprowadzać się z tego dużego błędu:):)

Mamy mają wzloty i upadki. Mamy powinny przyznać sobie prawo do upadku, chwili słabości. Mamy powinny się wspierać:) Czytam Wasze blogi i podziwiam kobiecą siłę oraz zaradność. Pozdrawiam wszystkie Mamy i w razie dotarcia do granic, czego nie życzę żadnej z Was, zapraszam do kontaktu. W grupie raźniej przechodzi się przez chwile słabości... a dwie kobiety to już grupa;)


16 komentarzy:

  1. ja mam wlasnie chwile slaboscie ale moze weekend w szkole mnie z tego wyrwie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. z pewnością Cię wyrwie. Kontakt z ludźmi i inne bodźce czynią cuda. Pozwól sobie na tę słabość i zarazem zadbaj o siebie. Jutro wrzucę coś ciekawego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak na razie walcze z przemeczenie bo maz n nadgodzinach a ja ganiam za raczkujaca Lena. zajrze jutro ;)

      Usuń
  3. Chwilę zwątpienia miałam już niedługo po porodzie. Wciąż wmawiałam sobie, że jestem beznadziejną matką, że źle zajmuję się dzieckiem, a do tego pewnie przestałam być atrakcyjna dla mojego ukochanego. I płacząc oddawałam Misia jego tacie. Dobrze, że cały czas miałam przy sobie bliskich. Powtarzali mi, że mnie kochają i że nie jestem beznadziejna do czasu, aż zaczęłam w to wierzyć. A teraz mam okazję spotykać się z ludźmi, czego bardzo mi brakowało i cieszę się na ten moment, mimo że wcale nie chcę zostawiać synka z moją mamą...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. kontakt ze sobą i z innymi ludźmi jest nieocenionym wsparciem w macierzyństwie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy docieram do granicy, której w żadnym wypadku nie mogę przekroczyć biorę kilka głębokich wdechów, wychodzę na moment na świeże powietrze i przechodzi :) Serio :) A jak nie przechodzi to idę przebiec dwa okrążenia dookoła domu. :)
    Ale możliwość wygadania się z inną mamą jest bardzo potrzebna :) Ja też mam to szczęście, że moje dwie przyjaciółki mają dzieci w tym samym wieku co mój syn i nasze 'problemy' często się zbiegają ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mamy są nieocenionym wsparciem nie tylko dla swoich dzieci, jak się okazuje:)

      Usuń
  6. ten akapit "kładziemy się do łóżka..." to jakbyś w moich myślach czytała...
    ostatnio coraz częściej myślę, że jestem ze wszystkim sama, wszystko jest na mojej głowie i muszę pamiętać o każdej rzeczy. I nie pomaga mi w tym na pewno przeprowadzka, gdzie póki co nie mogę się wcale odnaleźć...Może to zmęczenie,a może jesień i szaruga, a może jeszcze coś innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, że to po prostu rzeczywistość niejednej Matki, dodatkowym obciążeniem z pewnością jest przeprowadzka. Życzę Ci siły.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłaś..Przy pierwszym dziecku było ok,ale po drugim porodzie..Czułam się ''tylko'' mamą. W dodatku za granicą,gdzie nie ma koleżanek z Polski,mogłam do 16 pogadać tylko do dzieci.Potem pomarudzić mężowi.Wieczorem mąż do żony...A żona:-tylko proszę,ja chcę spać! Tylko,że ja pracuję nad sobą,nad swoim wnętrzem. Już jest dużo lepiej. Usunęłam program ''matki polki'',uczę się zdrowego egoizmu;)
    http://wspolczesnamama.pl/mam-dwa-latka-dwa-i-pol/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jestem na podobnej drodze:) rzeczywistości nie zmienimy, ale możemy zmienić nasze myślenie o niej:) Będę nas tutaj trochę odklejać od pewnych schematów i stereotypów, które nieświadomie, automatycznie przyjmujemy jako swoje:)

      Usuń
  9. Mam szczęście, mam to szczęście, że pomaga mi mama, bo mieszkamy z rodzicami. Ale co by było jakbym była teraz sama z małym? Nie wiem... wolę nie myśleć czy dałabym radę. Ale kiedyś będę musiała, planujemy przeprowadzkę, nie już, nie zaraz... ale planujemy. A wtedy będę musiała dać sobie radę i mam nadzieję, że dam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że sobie dasz radę:) ja jestem sama, najbliższa rodzina ponad 200 km od nas, to komplikuje pewne rzeczy, ale ze wszystkim można sobie poradzić. To tylko kwestia pomysłu i dobrej organizacji:) pozdrawiam:)

      Usuń
  10. Wszystko zależy chyba od nastawienia mamy - od tego w jaką rolę chcę się wcielać i jak jej to wychodzi. Mieszkanie może lśnić, wszystko może wyglądać idealnie, a kobieta może czuć się nikim, ale w mieszkaniu może być też "niepoukładane", bo mama woli tego dnia mieć wolne i mimo to czuć, że jest tak jak powinno.
    Jak staram się być "pracującą matką" albo "dobrą matką" albo "mądrą matką" to zazwyczaj kończy się frustracją i zaczynam być "złą matką", dlatego uczę się robić tylko to co niezbędne tak, żeby był czas na to, na co mam ochotę (nie zawsze to wychodzi, zwłaszcza jak ktoś chwali albo krytykuje...)
    Interesujący blog:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana, prawdziwie i szczerze. Cieszę się, że się tym dzielisz. Takich słów potrzeba, inspirują do refleksji, pokazują, że nie jesteśmy same w tych odczuciach, że mamy prawo sobie 'nie radzić'...
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń