środa, 17 grudnia 2014

w odpowiedzi na pytania

foto.http://bliskiekadry.pl/
i właściwie co powiedzieć, kiedy bywa się w miejscu, w którym powinno się być? :-)

Po poprzednim poście pojawiły się pytania o http://entrepreneurimpet.com/pl. Kiedyś wspominałam, że mam wielkie szczęście do ludzi, których spotykam i tak było tym razem.

Na początku 2014 roku dostałam propozycję udziału w trzymiesięcznym programie wsparcia 100 Days Entrepreneur Impet.

W tym czasie intensywnie myślałam o założeniu własnej działalności, ale jak każda osoba, która stoi przed taką decyzją, miałam wiele obaw i lęku. Tysiące znaków zapytań.

Jestem bardzo kreatywną kobietą, pełną pomysłów i wiary w możliwości, jakie niesie ze sobą życie, jednak moim największym mankamentem jest organizacja i załatwianie formalności.

Postanowiłam skorzystać z programu 100 Days Entrepreneur Impet ponieważ pracowałam 1 na 1 z mentorem, a oprócz tego mogłam pracować 1 na 1 z coachem. Pisałam o tym na blogu. Połączenie pracy nad sobą i pracy nad rozwojem myśli o swoim biznesie, w moim przypadku przyniosło niezwykły rezultat:-)

Odważyłam się przestawić plany do góry nogami i pójść śladem pasji, jaką jest pisanie, szukanie ciekawych pomysłów na budowanie relacji z klientem, kreowanie pomysłów na proste, ale ciekawe promocje produktów, usług. Sięgnęłam po swój naturalny i wrodzony talent, jakim jest świeżość pomysłów i rozwiązań oraz pisanie.

Po programie stopniowo zbliżałam się do serca projektu, z czego bardzo się cieszę, ponieważ temat przedsiębiorczości jest mi bardzo bliski. Aktualnie pracuję w projekcie, jako copywriter, dziennikarz i osoba, która jest "kopalnią pomysłów":-)

Założyłam własną działalność. Jestem copywriterem, w 1/3, w 2/3 jestem sobą. Zaangażowaną w zlecenia i problemy małych firm, małych przedsiębiorstw, szczególnie kobiecych.
Odkryłam ogromną przyjemność w swojej pracy i w celach, jakie łączą mnie i moich klientów. Moim celem biznesowym jest wsparcie małych firm, w działaniach, które pomogą im wypływać swobodnie na szersze wody:-)

Rozwijam się i żyję z uśmiechem, satysfakcją:-) chociaż, jak mówi frazes: wszystko ma swoją cenę. Moją jest czas, który poświęcam pracy:-) ale robię to z przyjemnością, satysfakcją i w pełnym zaangażowaniu:-)

Zdjęcie Edyty Antoniewicz z http://bliskiekadry.pl/, mówi więcej niż 1000 moich słów:-)

Gdybyście miały zapytania odnośnie programu, lub mojej oferty piszcie tutaj: biedron.sylwia@gmail.com.

p.s. mam taką refleksję: prowadzenie własnej firmy, podobnie jak macierzyństwo, obrosło mitami na temat dobrobytu i sielskiej codzienności. W biznesie, podobnie jak w macierzyństwie, jest wiele problemów i nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń, ale podobnie jak w macierzyństwie, warto ten trud wziąć na swoje barki:-) Wie ten, kto prowadzi już firmę. Trzymam kciuki za Wasze pasje, za Wasze biznesy, za realizację Waszych marzeń:-) Sylwia.

czwartek, 20 listopada 2014

gdzie byłam, kiedy mnie nie było

u mnie nadal intensywnie. Zdobywam nowe doświadczenia i uczę się nowych rzeczy. Jest szybko, ale wartościowo:-)

Mam za sobą wiele wyjątkowych momentów, prywatnych i zawodowych. Prywatne wiążą się z rozmowami, które prowadzę z synem. Jestem zachwycona jego wrażliwością, energią i wspaniałym podejściem. Dla przykładu:

od trzech dni źle śpię. Kładę się spać o 2.00, a wstaję ok. 7.00. Dzisiaj byłam wyjątkowo poirytowana, bo na domiar złego, dopada mnie stan napięcia przedmiesiączkowego. Jestem nie do zniesienia dla samej siebie w tych dniach;-)

a więc wstaję i wbrew sobie warczę na wszystko, co nie idzie po mojej myśli. W pewnym momencie moje dziecko staje przede mną i mówi:

-jesteś dzisiaj zbyt surowa.

Ocknęłam się. Zamknęłam nerwy do konserwy i trzymam je tam.

Teraz pokazuję gdzie byłam, kiedy mnie nie było:-) Zadomowiłam się tutaj:

http://entrepreneurimpet.com/

Polecam zobaczenie animacji, szczególnie tym, którzy nie wiedzą, czym jest coaching. Można włączyć polskie napisy.

Bądźcie sobą!:-) Pozdrawiam i lecę zobaczyć, co u Was.

Sylwia:-)



środa, 5 listopada 2014

dopóki jestem. nad rozlanym czasem.

źródło: internet

Moje życie jest mapą zadziwiających zbiegów okoliczności. Nie wszystkie są znośne i łatwe. Niektóre były, a może nadal są, tak gorzkie i trudne do przełknięcia, jak łyżka dziegciu, ale jest sporo wyjątkowych chwil, które podsycają iskry sensu, a ten trzyma mnie przy dobrej stronie życia i wspiera twórczą energię.

Wczoraj miałam okazję usłyszeć wyjątkową kobietę:-) Rozmawiałyśmy przez skype:-) Onieśmielona słuchałam historii pięknego człowieka, o pięknym życiu. Poznałyśmy się właśnie tutaj. Nie pamiętam, czy to ja trafiłam do Manufaktury rozwoju, czy Manufaktura trafiła do mnie:-) Moja pamięć zaciera takie ślady historii. Nie ważne:-)

Wczoraj usłyszałyśmy się po raz pierwszy i pewnie nie ostatni:-)

Ta rozmowa i Wasza obecność wzmocniła moją motywację do innej organizacji dnia. Takiej, która przewiduje kolejny post, nawet gdyby ten, miał być komunikatem z serca chaosu i biegu:-)


a więc: DZIEŃ 1, nad rozlanym czasem.

Pomimo obowiązków parzę kawę, witam znajomych i wracam do energicznych i twórczych światów, zaprzyjaźnionych matek:-)

Za kwadrans wybiegam z domu, bo środa to dzień, w którym spotykam moją cierpliwą nauczycielkę języka angielskiego:-) Później pędem wracam nad biurko, gdzie czeka parę zakolejkowanych zleceń.

Jestem w rytmie, który momentami mnie samą zaskakuje, ale jest mi z nim dobrze i nie chcę rezygnować. Zyskałam wolność i niezależność:-)

Wszystko zatrzymuje się mniej więcej po 16.00, kiedy odbieram syna z przedszkola:-) Wtedy zapadam się w bycie mamą. Uwielbiam spontaniczne chwile, kiedy wychodzimy na spacer po osiedlu i patrzymy w niebo na rozświetlone punkty, a te nie są gwiazdami, tylko gwiezdnym psem. Kupujemy mrożone pierogi, bo właśnie przyszła nam na nie ochota, albo robimy popcorn o 21.30.

Mam oczywiście na sumieniu grzeszki. Zdarza się, że ni z gruszki, ni z pietruszki wracam do notatek, draftów, pomysłów, ale głos dziecka:"mamo, przestań pracować!", przywraca zaburzony porządek:-)

Moje dni nie są ani słodkie, ani proste, ale mają to coś, czego już nie puszczę. Dopóki jestem.

z pozdrowieniami, Sylwia:-)


środa, 8 października 2014

zanim jesienne liście opadną.

źródło: http://mkalty.org/autumn-leaves/
zaczynam wtedy, kiedy natura udaje się na spoczynek. Zrobiłam to. Założyłam własną działalność.

Ponieważ rytm moich dni wyznacza ilość obowiązków oraz macierzyńskie potrzeby, mój własny czas skurczył się do paru wolnych chwil, do tego przyspieszył.

Każdy moment jest odpowiedni na to, żeby zacząć. I nie ważne czy chodzi o ruch, zdrowe odżywianie, czy dotknięcie marzeń, które od zawsze były naszą prywatną opowieścią na dobranoc.

Ja zaczynam jesienią:-)

Zamierzam przygotować coś specjalnego dla wszystkich kobiet, które towarzyszą mi w drodze przemian:-) Niezmiennie czuję, że to miejsce ma szczęście do dobrych ludzi o wyjątkowych osobowościach:-)

Tymczasem skupiam się na stworzeniu tekstów na własną stronę internetową, bo póki co chodzę bez butów:-) piszę dla wszystkich, tylko nie dla siebie:-) Uśmiecham się do nowych doświadczeń. Uważnie przyglądam się ludziom, których spotykam. Otwieram się na nowe:-)

Stare liście lecą jeden za drugim :-)

Będę pisać z serca początku. Mam wiele doświadczeń i garść przemyśleń:-) W kolejnym poście zamierzam poruszyć temat organizacji pracy i pułapek, które na siebie zastawiamy:-) Ja wpadłam już w kilka własnych... z części wychodzę. Oczywiście, jak to w życiu bywa, łatwiej wpaść, niż wyjść:-) ale o tym w kolejnym poście:-)

wracam do Was. Taka sama, a jednak inna.

p.s. http://swiatsikuni.blogspot.com/ dziękuję za dedykację, za obecność, za słowa:-)

sobota, 20 września 2014

muszę... bo jak nie, to się uduszę:-)

kiedyś na blogu gościła u mnie tańcząca Pani, wyjątkowa i fantastyczna. Dzisiaj Pan:-) uwielbiam nieskrępowanych tancerzy:-) tego pokochałam:-) miłego weekendu, Sylwia:-)


poniedziałek, 15 września 2014

miara sukcesu... a może szczęścia? :-)

mam wrażenie, że o sukcesie powiedziano już wszystko.

Poradniki zarówno te dotyczące życia zawodowego, jak i te dotyczące codzienności, wyeksploatowały ten temat stosunkowo intensywnie. Jeżeli dostajemy coś w temacie sukcesu i tego, jak go osiągać, to zazwyczaj jest to stary, ale odgrzany na nowo kotlet.

Mimo wszystko temat jest ważny i pilny.

Większość z nas nosi w sobie prywatne miary sukcesu. O jednych mówimy śmiało, o innych wolimy milczeć.

Po przekroczeniu magicznej trzydziestki, mój świat, który do tej pory przypominał obraz z kalejdoskopu, ponieważ rozpadał się parokrotnie i składał na nowo; w końcu nabiera kształtu, o którym można mówić takimi przymiotnikami jak: dojrzały, mój, pewny, wymarzony.

Czasami było wesoło i wspaniale, czasami boleśnie i nie do zniesienia. Potrafiłam tonąć we własnej radości, albo wręcz przeciwnie zadręczać się wydarzeniami, które należało puścić, jak mały drewniany patyczek z wysokiego mostu.

Dojrzałam do własnej definicji sukcesu:-) dla mnie sukces jest sumą przeżytych porażek, które dotykają człowieka w najmniej spodziewanym momencie i wydaniu, ale mimo tego  nie zatrzymują go w miejscu. Ludzie sukcesu, to ludzie, którzy się nie poddają. Bez względu na czas i okoliczności nie zapominają o swoich marzeniach i pragnieniach. Mają świadomość rzeczy, które są niemożliwe, ale i tak, szukają własnej drogi i dążą do celu:-)

W końcu dzieje się to, na co długo czekałam:-) Rozpoczynam pracę na własny rachunek. Jestem sobie sterem i okrętem. Na pokład zabieram dwie rzeczy: ukochane pisanie i szkolenia dla kobiet takich jak ja i Ty:-)

Wyszłam na drogę do radości, uśmiechu, energii. To wyjątkowe przeżycia i czas. Wiele wysiłku, niepewności, ale również wiele wyjątkowych doświadczeń i przeżyć. Do przeczytania z mojej drogi, pozdrawiam. Sylwia.

środa, 3 września 2014

Skrzydlaci są wśród nas

między kawą, a pracą wpis o Skrzydlatych Aniołach, tych którzy są wśród nas. Nie w obłokach, nie za górami za lasami, ani nie w książkach dla najmłodszych, lecz właśnie wśród nas.

Skrzydlate działają wtedy, kiedy wszystko inne zastyga jak magma, szczególnie myśli i mimika skoncentrowana wokół okolic ust:-) Kiedy wiele zawodzi:-)

Skrzydlate widzą więcej i czują więcej, a może po prostu chcą wiedzieć i widzieć więcej(?) Są czujne, puszyste i gotowe żeby rozwinąć przestronne skrzydła na czas, kiedy jest to potrzebne. Są też Skrzydlate, które potrafią popchnąć w przepaść, ale nie po to, żebyśmy się potłukli, tylko po to, żebyśmy się w końcu odbili od dna.

najbliższego Skrzydlatego pożegnałam dwa lata temu. Brakuje mi jego głosu, ciepła dłoni i siły uścisku. Na szczęście ten typ Skrzydlatych jest nieśmiertelny! Zostawia po sobie wrażliwość, muzykę i wiele śladów, które nie giną, jak ciało. Zostają na resztę życia.

Skrzydlaci przychodzą i odchodzą.

uwielbiam Skrzydlatych, którzy iskrzą inteligencją i uśmiechem:-). Zostawiam Was ze Skrzydlatym, który jest wspaniałym towarzystwem na każdy czas pogody i niepogody:-) i jest taki energetyzujący, bo prawdziwy i pomarańczowy:-) zarezerwuj sobie godzinę, bo warto:-) Sylwia.


poniedziałek, 1 września 2014

nie boję się bać!

źródło: Archiwum GO
pierwszy dzwonek już wybrzmiał, pierwszy dzień szkoły za nami... więc wracam i siadam do ławki skrzętnie zorganizowanej na pograniczu moich potrzeb i pasji oraz sprzyjających zbiegów okoliczności.

Zmieniło się wszystko. Mój rytm codzienności, organizacja dnia, myśli. Wyzwania, jakie przed sobą stawiam; sposób komunikacji z otoczeniem, a od wczoraj nawet moja dieta. Tak:-) W końcu udałam się do dietetyka, wyznałam wszystkie grzechy główne i ze spokojem żołądka i sumienia mogę powiedzieć: jestem na diecie!:-) Tak-żyję, tak-nie jestem głodna, tak-brakuje mi starych nawyków!:-)

Wszystko w moim życiu powywracałam, tak żeby z jednej strony skupić się na ukochanym pisaniu, a z drugiej na motywowaniu do działań i zbierania doświadczeń:-) Wymyśliłam sobie, że po latach tułaczki, przyszedł czas na to, żeby odrzucić zawodowe protezy i w końcu wykorzystać nogi, na których wsparty jest cały mój świat:-)

Z dużą otwartością zdobywam doświadczenie, próbuję wszystkiego co służy mojemu rozwojowi, nie boję się bać! a kiedy już patrzę strachowi w oczy, to nie zamykam własnych oczu!!!:-) I tak sobie wzrastam powolutku, bez szumu i zbędnego pośpiechu:-)

Na blogu z pewnością będę dotykać tematu przedsiębiorczości. Tego, jak zorganizować swoje myśli, żeby sprzyjały nam i naszym celom. Będę pokazywać ludzi, za którymi warto podążać. Będę przede wszystkim mówić o tym, co dzieje się u mnie. A dzieje się! oj dzieje:-) Cieszę się przede wszystkim z tego, że wracam tutaj. Cieszę się, że ktoś na mnie czeka. Obiecuję sobie, podobnie jak w diecie, systematyczność. Chcę być wśród Was:-)

nie spodziewałam się, że po tak długiej nieobecności przywita mnie Wasza dobra energia:-)

Sylwia ma kota, czy może zaostrzony apetyt na życie:-)!? Nie ważne. Witaj szkoło dobrych doświadczeń!

poniedziałek, 21 lipca 2014

w oczekiwaniu

żar leje się z nieba. Wentylator schładza powietrze. Sączę kawę, już drugą tego przedpołudnia. Spisuję pomysły, co ciekawsze zdania, planuję dzień. Wszystkiemu towarzyszy myśl o długim urlopie, który będzie już wkrótce. U Was z pewnością podobnie. Wypoczywajcie:) Sylwia.

wtorek, 15 lipca 2014

beztroski flirt z życiem. zupełnie na serio

ostatnio sporo pracuję. Mam ten komfort lub dyskomfort (to zawsze zależy od punktu widzenia), że mojej pracy towarzyszy ogrom refleksji i uczuć. Piszę, a pisanie skupia w sobie wiele uczuć, wspomnień, przeżyć. Własnych i cudzych, zapożyczonych.

W życiu warto się zatrzymać nawet, jak to boli, uwiera i znosi radość na daleki, niemal niewidoczny plan. 

Parę dni temu zatrzymał się cały mój świat. Już raz w moim życiu wydarzyła się wielka, niczym niezapowiedziana katastrofa. Jeszcze nie okrzepłam (może nigdy nie okrzepnę?), a proza życia znowu przypomniała mi o tym, jak ślepy los bezdusznie wiele zabiera.

Po wielkim trzęsieniu ziemi i wewnętrznym tsunami, które zmyło wszystko, zostało życie. No właśnie, życie. Powzięłam toczyć z nim beztroski flirt, ale tak zupełnie na serio. Zakochać się w nim i kochać, nawet wtedy, kiedy nie jest mną zainteresowane. 

Tak. Pozwalam sobie na życie. Ostatnie wydarzenia dodały mi śmiałości i bezczelności w spełnianiu tego, co jeszcze do spełnienia.

czwartek, 3 lipca 2014

obdzielić siebie i innych

Wymogłam na sobie pewne zmiany. Ciało i umysł próbują za wszystkim nadążyć... i w większości nadążają. Mam wrażenie, że moja codzienność nabiera rozpędu. Choć są obszary, w których nurt płynie powoli i z namysłem.

Jednym słowem-dzieje się. W zmianach i przemianach jest niesamowita moc. I tak idę przez to mocne lato. Jest inne niż większość dotąd przeżytych. Dobrze mi z tym i nie zmierzam się odzwyczajać:)

Uśmiech, inicjatywa, pomysł i krok za krokiem, krok. Nic więcej.

Na biurku stosik ilustrowanych książek dla dzieci. Będę wracać i dzielić się wrażeniami, bo jest czym. A teraz letnio, lekko i prawie niezauważenie znikam, zostawiając Was ze zdjęciami wyjątkowej fotografki, Ulli Nyeman i życzeniami udanego lata.

foto. Ulla Nyeman



środa, 25 czerwca 2014

fala krytyki. smutny autobus.

Nie śledzę na bieżąco trendów internetowych czy tematów, które zawłaszczają naszą prywatną przestrzeń, ale są takie, które narzucają się same.

Numerem jeden jest z pewnością znana Wam afera taśmowa. Czy jest wśród nas Mama, która nie wie o co chodzi? Nie chcę zajmować stanowiska w tym temacie. Powiem tylko: niech się wylewa, niech płynie i niech się to stanie jak najszybciej, bo jestem zmęczona polityką w polskim wydaniu.

Numerem dwa jest film o smutnym autobusie. Po obejrzeniu załamałam ręce. Idea szczytna, ważna i potrzebna, ale animacja zakrawa o skandal. W tym filmie nie autobus jest smutny, ale obraz rzeczywistości zbudowany na potrzeby kampanii. Kopnij słabszego, brzydszego. Obśmiej go, odrzuć, spraw, że będzie myślał o tym, żeby się powiesić. I koniec, który budzi niesmak. Bezlitosna kobieta, która uruchamia zatrzymaną przez motylka taśmę śmierci. Trach i już! Brudny, smutny autobus jest masą złomu.

Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że to przecież tylko niesprawny autobus. Nie w tej animacji, która oderwała się od idei, przesłania i sloganu.

O filmie zrobiło się głośno. Z pewnością o to chodziło. Gratuluję agencji K-2, efekt osiągnięty... i nieważne, jaki obraz dzieci, matek i społeczeństwa wyłania się z tych dwóch minut. Machnijmy na to ręką.

Nie.
Nie tym razem!

Nie jesteśmy szarą masą bez prawa głosu, nawet jeżeli nasz głos jest słaby, ledwo słyszany, niech wybrzmi.

LIST DO MINISTERSTWA SPRAW WEWNĘTRZNYCH

Szanowni Państwo,

po obejrzeniu filmu: smutny autobus, który miał promować idee bezpiecznego autobusu załamałam ręce.

Pomysł szczytny, ważny i potrzebny, ale animacja zakrawa o skandal. W filmie sygnowanym przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie autobus jest smutny, ale obraz rzeczywistości zbudowany na potrzeby kampanii. Kopnij słabszego, brzydszego. Obśmiej go, odrzuć, spraw, że będzie myślał o tym, żeby się powiesić. I koniec, który budzi duży niesmak. Bezlitosna kobieta, która uruchamia zatrzymaną przez motylka taśmę śmierci. Za jej sprawą brudny, smutny autobus jest masą złomu.

Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że to przecież tylko niesprawny autobus. Nie w tej animacji. Oderwała się ona od idei, przesłania i sloganu.

Ta animacja obraża wrażliwość matki oraz system wartości, w którym wychowuję swoje dziecko. Jestem porażona strategią promowania idei: bezpieczny autobus. Według mojej oceny jest ona oparta na szokowaniu i propagowaniu obrazoburczych zachowań. Jeżeli to jest jedyny sposób informowania społeczeństwa o ważnych sprawach, to załamuję ręce podwójnie.


                  Sylwia

wtorek, 17 czerwca 2014

nie dojrzeję. nie chcę dojrzeć. dziecko w nas.

macie tak? Spotykacie zupełnie obcą osobę, a ona dotyka najczulszych strun Waszej osobowości, Waszego świata? Dotyka ich, a one drgają, dygoczą, nie dają o sobie zapomnieć(...)?

Kiedy patrzę na moją metrykę i biegające wokół mnie dziecko, które wspiera się na moim ramieniu, momentami nie dowierzam. Nie dowierzam, że ja, to ja. Dorosła kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Teraz, to ja jestem wsparciem, opoką, wyrocznią. Moje nogi są trochę dłuższe, umysł wyedukowany, ciało trzyma się kości... ale kiedy zaglądam w głąb siebie, to widzę małą Sylwię. Z marzeniem, uśmiechem, pogodą ducha, dziecięcą beztroską. Lubię ją. Jest moim wsparciem w chwilach, kiedy świat nieoczekiwanie zapada się do środka(...)

Nie chcę dojrzeć. Nie spieszy mi się do tego. Dziecko daje ogromną siłę, to nasze, jak i to w nas.


foto. Alain Laboile

Zanim Alain Laboile wziął aparat do ręki rzeźbił. Wyjątkowa wrażliwość, wyjątkowy człowiek, wyjątkowe fotografie.

piątek, 13 czerwca 2014

walizka, wyjazd i powrót

Po czasie stresu, frustracji i niepewności spakowaliśmy zupełnie nieoczekiwanie walizkę i wyjechaliśmy z miasta do ludzi, przygód, nieustających rozmów, swobody, uśmiechu i wolności. Przed spakowaniem walizki miałam moment zawahania, czy aby na pewno powinnam???

Od pewnego czasu pracuję pod okiem fachowego zespołu nad tym, aby moje marzenia stały się rzeczywistością. Jestem uczestniczką programu, o którym więcej możecie przeczytać tutaj: http://entrepreneurimpet.com/. Dostaję fachowe, wartościowe wsparcie bez którego być może nie odważyłabym się na marzenia:) Poznaję ciekawe narzędzia, które stają się siłą napędową, paliwem, drogowskazem na czas perturbacji i zniżek formy:) Uczę się pracować konkretnie i przemyślanie. Uczę się planować. Szczególnie w okresach, kiedy czasu jak na lekarstwo, a należy nim obdzielić dziecko, siebie, codzienne obowiązki i wyznaczone zadania:):)

Współpracuję z dwójką wyjątkowych Panów, którym zawdzięczam skrzydła, jakimi mnie systematycznie obdzielają:):) Kiedy mój wysoki lot obniża się i słabnie, dostaję wskazówkę, myśl, inspirację i na nowo wzbijam się żeby lecieć dalej:) Bezcenne. Chłopaki, jeżeli to czytacie, TO DZIĘKUJĘ WAM:):)! (jeden z nich czasami tutaj zagląda i nawet pochwala treści ;) ).

Teraz wracam do codziennego rytmu, dopóki ten się nie zaburzy;)

Ostatnio odbyłam bardzo inspirującą rozmowę z Evą Susso. Dzielę się nią z Wami. Szczególnie z tymi, które myślą o pisaniu książek. Uważam, że warto posłuchać tego, co mówi Ewa:) Wspaniała kobieta, ciekawa osobowość, cudowne książki, niezapomniane spotkanie:)

Życzę Wam dobrego dnia, pomimo tego, że dzisiaj 13-ty;) Nie, nie jestem przesądna. Nie przejmują mnie ani daty, ani czarne koty. Czasami, z przyzwyczajenia szukam guzika na widok kominiarza;)

http://ryms.pl/artykul_szczegoly/167/index.html

wtorek, 3 czerwca 2014

Wylogowana przez okoliczności. Wielka wyrwa i powrót z Muzą:)

Potrzebuję magicznej różdżki lub cudu, który odczaruje naszą rzeczywistość zdominowaną przez nieoczekiwane, nagłe choroby. Tym razem było bardzo dramatycznie, ale wszystko skończyło się dobrze. Jesteśmy nadal w domu. Jako matka przeżyłam najdłuższe i najokropniejsze 10 minut w swoim życiu patrząc na własne dziecko, które się dusi (zapalenie krtani). Z jednej strony z nadzieją, że za chwilę na pewno będzie lepiej, z drugiej strony z myślą, a co jeśli nie? Trafiliśmy na wspaniały, przygotowany i świetnie zorganizowany zespół pogotowia, a w szpitalu na cudowną Panią doktor. Jeżeli, któraś z Was nie wie, jak zachować się przy zapaleniu krtani, czym jest, jak się objawia u dzieci i co należy zrobić polecam zgłębienie wiedzy. Przypadek sprawił, że wcześniejsze zapalnie krtani obeszło się z nami łaskawie i pediatra przygotowała mnie na zdecydowanie gorszy scenariusz, ten nieoczekiwanie przyszedł po 5 miesiącach.

Wyrwa, która powstała na blogu pokazuje, jak mało czasu mam dla siebie, dla rzeczy które lubię, cenię. Mój powrót obrazuje drogę, którą podążam. Uczę się zarządzać czasem w sytuacjach, które nie mają nic wspólnego z komfortem i wolnością. Efekty pracy nad organizacją czasu powoli się pojawia. To tyle, nie będę się rozwodzić.

Żeby umilić sobie i Wam mój powrót sięgam do nowości wydawniczych, jakie w ostatnim czasie pojawiły się w Muzie. Na mojej półce uzbierał się stosik, drobnych interesujących propozycji. Zacznę od fantastycznej serii CO BY BYŁO GDYBY, której autorem jest Przemek Wechterowicz.

No zakochałam się w tych książkach od pierwszego wejrzenia! Nie ukrywam, że teksty Przemka darzę wielką sympatią. Podobają mi się, imponują lekkością oraz swobodą. Jego pomysł na kontakt z dziećmi, na niebanalne spotkanie z życiem i wyobraźnią zawsze mnie ujmują.
CO BY BYŁO GDYBY to rozpusta dla wyobraźni. To ciosy zadawane rzeczywistości. To wolność, radość i nieustanny uśmiech.

Jeżeli zastanawiacie się co by było gdyby: Pawiany tańczyły w balecie? Kury rozmawiały z lisami?Wrony latały do tyłu? Aligatory umiały lepić pierogi? to sięgajcie po książki Przemka. Aktualnie, na oficjalnej stronie Muzy znajdują się w promocji minus 50%.

Ja celebruję każdą chwilę spędzoną nad tymi książkami z dzieckiem. Pozwalamy sobie na wszystko. Każdy chwyt, każde skojarzenie, każda myśl, jest dozwolona. To cudowne zaproszenie Przemka Wechterowicza i Doroty Wątkowskiej do gdybania, bardzo mi się podoba.

Kolejna seria, która trafiła w gusta mojego syna to POCZYTAJKI. Ta propozycja to zbiór krótkich tekstów, historii, rymowanek zilustrowanych przez Kasię Nowowiejską. Mojego syna pochłonęły POCZYTAJKI kierowane do trzylatka, właściwie wchłonął go świat ilustracji.

Szczególnie mocno upodobał sobie te, dołączone do Koparki Jarka, na tyle mocno, że koparki śniły mu się po nocach. Kasia zilustrowała je wspaniale. Ten sam kształt: podstawa, kabina i łycha, w różnych kolorach. Jedna, obok drugiej, dwa rzędy. Uruchomiają wyobraźnię i pragnienia trzylatka zafascynowanego światem ciężkich, roboczych maszyn.

Pewnie większość z Was wie o czym mówię. Etap fascynacji światem ciężkiego sprzętu przychodzi naturalnie. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale rodzi się w chłopcu wrażliwość na to, co i z czyją pomocą dzieje się na placu budowy:)

To tyle, jeżeli chodzi o nasz powrót.

Teraz spieszę nadążyć za Wami. Za tym co działo się u Was. Z dużą przyjemnością zorganizuję sobie wędrówkę po ulubionych blogach:)

Z pozdrowieniami po długiej nieobecności, Sylwia.

poniedziałek, 19 maja 2014

weekend pod znakiem dziecka


Infekcja ustąpiła więc mogliśmy wyruszyć z domu. W sobotę było dużo deszczu. Sennie, ospale, pochmurno. Potrzebowałam to przełamać czymś mocnym, energicznym, a że moje dziecko miało ochotę na zabawę, na dużo dobrej zabawy to popołudniu wybraliśmy się do Dzieciolady. Zrezygnowaliśmy z muzeów. My raczyliśmy się dobrą kawą, a dziecko wspaniałą zabawą. Spędziliśmy to popołudnie bardzo wybornie, według pomysłu naszego syna.

Dziecioladę wpisuję na prywatną, przyjazną dziecku oraz rodzicom mapę Wrocławia, jako małą, przytulną, atrakcyjną i dobrze pomyślaną kawiarnię.

W niedzielę przetarte niebo dopuściło do głosu słońce, co przyjęliśmy z ogromnym entuzjazmem ponieważ w planach mieliśmy wyścigi rowerkowe. Uczestniczyliśmy w nich po raz pierwszy dzięki znajomej, która powiedziała nam o przedsięwzięciu. Wspaniała zabawa, wyjątkowe emocje, cudowny czas spędzony aktywnie na świeżym powietrzu. Polecam wszystkim ponieważ to niezła gratka dla małych miłośników jednośladów i ich rodziców. Szczegóły znajdziecie na stronie: http://wyscigirowerkowe.pl/.

W tym roku wyścigi odbędą się jeszcze w: Poznaniu, Łodzi, Warszawie, Lublinie, Białymstoku, Olsztynie, Gdyni, Toruniu, Szczecinie więc jeżeli mieszkacie w tych miastach koniecznie zarezerwujcie miejsce dla Waszych dzieciaków i napiszcie, jakie są Wasze wrażenia.

Uciekam gonić ogon zaległości, który wydłużył się znacznie w czasie nagłej infekcji i przymusowego przestoju w pracy.

Pozdrawiam, Sylwia.

czwartek, 15 maja 2014

ta noc. 17 maja.



źródło: http://www.wroclaw.pl/noc-muzeow-2014

17 maja muzea zostają otwarte na noc, aż do północy. Miejsca, które kojarzą się z z czymś przebrzmiałym i minionym w tym dniu, tej nocy tętnią życiem. Spotkania, warsztaty, specjalne wydarzenia i co najważniejsze bezpłatne zwiedzanie w pięknych okolicznościach przyrody. I tak w całej Europie.

Wrocław przygotował specjalne atrakcje dla dzieci, nie po raz pierwszy zresztą. Każdego roku korzystam z dobrobytu pomysłodawców imprezy i wytyczam prywatne szlaki dla naszej rodziny. W tym roku wszystko stoi pod dużym znakiem zapytania z uwagi na nagłą, nieprzyjemną w przebiegu infekcję wirusową. W osłabieniu i rodzinnej zarazie śledzę program wierząc, że 17 maja wieczorem gdzieś zawitamy. Poniżej szczegółowy plan wydarzeń oraz atrakcji: http://www.wroclaw.pl/noc-muzeow-wroclaw-2014/program-dla-dzieci

Ręka w górę, kto i gdzie się wybiera? :)

Z pozdrowieniami, małe, słabe "ja" kompletnie zdominowane przez wirusa.

poniedziałek, 12 maja 2014

niczym durszlak

dni przeciekają przez moje życie, jeden za drugim. Z pewnością za sprawą tego, że wiele się u mnie dzieje na różnych płaszczyznach. Mam rozpisany plan dnia zanim ten się rozpocznie, a i tak brakuje mi czasu na wykonanie rzeczy z listy. Przepisuję zaległe i dokładam nowe. Tak po kilku przesunięciach dopadło mnie zdanie: notatka na blogu :) 

Wyławiam więc ciekawe kąski, resztę odcedzam i pozostawiam dla siebie. 

Moje życie nabrało tempa dzięki pracy, która jest realizacją moich marzeń. Taka praca nie irytuje, nawet kiedy wykonuje się ją po północy. Oczywiście zachowuję zdrowy rozsądek i umiar ponieważ jestem przekonana, że we wszystkim, nawet w pasji i szczęściu, należy szukać złotego środka. 

Z minionego tygodnia z pewnością zapamiętam:

-dobry i mądry spot promujący kampanię społeczną policzmy się z udziałem blogerów. Policzyłam się, napisałam list do raka, a Wam polecam obejrzeć spot: policzmy się,
-rozmowę, która pomaga mi stawiać przemyślane kroki w kierunku budowania własnej firmy, 
-zajęcia wokalno-ruchowe, które są cudowną odskocznią od codzienności, 
-skrzynkę pocztową z plikiem awizo do nieodebranych przesyłek. 

Wy też tak odcedzacie? 

Postanowiłam wyławiać dobro, a to co nieudane puszczać lekkomyślnie w niepamięć. Sama jestem ciekawa, jak długo wytrwam w tym postanowieniu. 

środa, 7 maja 2014

po długiej przerwie powrót do rzeczywistości. książkowo-bajkowo.

uciekłam na długie wakacje. Zostawiłam wszystko. Zabrałam tylko dziecko, psa, męża i walizkę. Odetchnęłam. Wypoczywałam. Dobrą energię wynosiłam pełnymi garściami. Korzystałam z błogiego, dobrego czasu, a teraz powoli wdrażam się w rytm zajęć i codziennych obowiązków.

Mam nadzieję, że Wasze majówki, wyprawy, wycieczki, ucieczki były równie udane.

Ponieważ na moim biurku zebrało się pięterko książkowych nowości na dobry początek sięgam do Bajki, a tam po pierwsze Zając, po drugie Zając i dziecko, po trzecie Podróż na jednej nodze. Zaczynam od Zająca, którego z synem obdarzyliśmy wyjątkową sympatią. Autorką książki jest Dorota Gellner, ilustratorem Piotr Rychel.



Tekst i ilustracje tworzą wyjątkową całość opartą o atmosferę absurdu, dziecięcej wolności, twórczego chaosu.  Nie chcę obrazić głównego bohatera, ale na moje oko jest lekko postrzelony, bez ogłady i dobrych manier. Jednak jemu i książce to służy. Zając jest śmiały, rezolutny i twórczy. Wszechobecny i wszechstronny. Jest idealnym rozmówcą dla dziecka. Nie poucza, nie tłumaczy, nie wyjaśnia. Podąża śladem dziecięcych skojarzeń oraz wyobraźni. Książka jest zbiorem opowiastek, właściwie przygód rozgrywających się w dynamicznym dialogu. Historie rozpoczynają się banalnie, po to żeby po chwili wywołać efekt osłupienia i zadziwienia. Podobnie jest w kontynuacji Zając i dziecko. Energia, uśmiech, wiele fascynujących przygód. Pełna wolność, swoboda i radość. Zabawy ze słowem oraz skojarzeniami na najwyższym poziomie. My przyjęliśmy zająca pod nasz dach z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zdecydowanie jest w naszym guście choć to mały, książkowy wywrotowiec. Polecam śmiałym, nieskrępowanym, rezolutnym czytelnikom:)



dla niezdecydowanych fragment:

-Wracaj! -wrzasnęła narzeczona, wyciągając zająca za uszy.-Nauczę Cię rozumu!
-Wątpię-westchnął zając.-Z nauką zawsze było u mnie krucho.
-Biedaku-zmartwiła się narzeczona.-A jakie przedmioty lubiłeś w szkole najbardziej?
-Łyżkę i widelec w stołówce-przypomniał sobie zając.

Wytchnienie po lekturze z Zającem można znaleźć w książce: Podróż na jednej nodze



Wspaniała lektura dla małych miłośników podróży, przygód i motoryzacji.

Bohaterem tej historii jest spokojny, niezłomny, zaradny ślimak Jasiu, który podąża na przyjęcie Cioci. Przemierza długą drogę najróżniejszymi środkami komunikacji i dzielnie stawia czoła problemom. Jak mantrę powtarza słowa: -Stop koniec jazdy. Było wspaniale! Było wspaniale, ale co dalej?(...)  Po czym, świadomy swej ślimaczej natury i zagrożeń, bez problemu znajduje rozwiązanie i jedzie dalej.
Podróżuje: rowerem, traktorem, samochodem, autobusem, motocyklem, tramwajem, polewaczką, pociągiem, wozem strażackim, ciężarówką. W końcu dociera na miejsce. Udowadnia sobie i nam, że chcieć to móc. Jesteśmy fanami Ślimaka Jasia. Mój syn zafascynowany jest ogromem jego przygód i przesiadek. Ja jego zgodą na lęk i niezłomnym podążaniem przed siebie.

Małgorzata Strzałkowska po raz kolejny napisała udaną, wielopokoleniową historię, w której każdy znajduje coś dla siebie. Na wyraźne życzenie nadwornego mola książkowego w naszym domu czytamy ją po kilka razy. Mol nie skończył jeszcze czterech lat, ale jego motywacja do samodzielnego czytania bardzo wzrosła po mojej odmowie nieustannego czytania Podróży na jednej nodze.

Książce przyznajemy nasze osobiste wyróżnienie pod tytułem: rekomendowane przez małego mola książkowego, a Bajce dziękujemy za bajki.

Po przyjemnościach czas na obowiązki. Mówiąc słowami ślimaka Jasia: Z tego wszystkiego dostanę bzika! A czas ucieka! A zegar tyka! dlatego czytam co u Was i wracam do rzeczywistości.

p.s. a tutaj link do konkursu organizowanego przez Bajkę https://www.facebook.com/pages/Wydawnictwo-Bajka/157847200897689?fref=nf. Zachęcam do udziału:) Można wygrać Podróż na jednej nodze.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Hoo-hoo, pohukująca sylwetka na kwiecień

nieco spóźniona, ale wyjątkowa sylwetka na miesiąc kwiecień.

Lubię przyglądać się sile kobiet, które pomimo codziennych obowiązków przędą na miarę swoich możliwości wyjątkową rzeczywistość. Rzeczywistość, która ujmuje, zachwyca, inspiruje. Mam prywatne przekonanie, że piękno które wzbogaca innych rodzi się w spokoju, zgodzie, dużej harmonii i kiedy patrzę na miejsce, w którym pracuje Justyna wiem wszystko, a nawet więcej(...)

Twórczy duch oraz wyobraźnia nie potrzebują salonów. Równie dobrze radzą sobie w małych, przytulnych domostwach.

foto: Justyna, Hoo-Hoo
foto: Justyna, Hoo-Hoo















W tym miesiącu pozostaję w temacie rękodzieła, tkanin, włóczek oraz pomysłów i przedstawiam Wam kobietę, która tworzy od podszewki Hoo-Hoo, ale dodaje: nie jestem firmą tylko babką z krwi i kości. 


foto: Justyna, Hoo-Hoo

Szyje, dzierga, ubiera, inspiruje. Tworzy swój własny świat i wzbogaca nasz:)

Czapki, spodnie, plecaki, maty, kominy, ozdoby, torby, a kiedy poprosiłam ją o słowo bądź dwa napisała:

nic mądrego nie przychodzi mi do głowy, po czym przeczytałam wiele mądrych słów:



nie bój się przeciwności i nowości, ciesz się każdą chwilą bo żyjemy tu i teraz, no i pracuj, pracuj pracuj. Samo nic nie przyjdzie, a z pracy zrób fun i zabawę, dzięki temu będzie trochę łatwiej. 

Przesłanie zabieram na życie, jak koralik, który ma przynieść szczęście, Justynie bardzo dziękuję, a Was zostawiam sam na sam z niektórymi cudami, jakie rodzą się w Hoo-Hoo więcej możecie zobaczyć klikając w link.






















zdjęcia: Hoo-Hoo, Justyna.
kontakt: hoohoohandmade@wp.pl

p.s. wszystkim którzy udzieli mi wsparcia w konkursie- dziękuję. Nie mam szans na wejście do 50-tki, ale nie to jest ważne. Odważyłam się wypowiedzieć swój cel głośno i publicznie. Teraz podążam za myślą czerpiąc siłę z karmy duchowej, którą dają mi słowa wsparcia.

piątek, 18 kwietnia 2014

w słusznej sprawie. MAMY MIND. Manufaktura zdarzeń.

Dziewczyny,

w wielki piątek zwracam się do Was z wielką prośbą:) Wystartowałam ze swoim pomysłem do konkursu na otrzymanie wsparcia finansowego. Zamierzam wykorzystać doświadczenie matki-polki i talent do kreowania oraz wymyślania, który szczęśliwie odziedziczyłam po Tacie. 

Zamierzam obdarować dzieciaki swoimi pomysłami na zabawę, tak zaprojektowaną aby dziecko było szczęśliwe i dumne z tego co robi, rodzic uczestniczył w całym procesie, ale był odciążony od obowiązku nieustannego obmyślania planu zabaw:)

Jeżeli uważacie, że podoba się Wam mój pomysł i chcecie go wesprzeć, to zostawiam link pod którym można przeczytać więcej i zostawić swój głos:


Wiem, że bez Waszego wsparcia nie uda mi się zrobić kolejnego kroku bowiem pierwszy etap związany jest z głosowaniem i ilością. 

Może to naiwne, ale wierzę że przy wsparciu uda mi się osiągnąć cel:) 

Życzę Wam piękna na czas zbliżających się świąt, a duch zmartwychwstania niech nam towarzyszy na co dzień i nigdy nie opuszcza:):) 

pozdrawiam, Sylwia.

p.s. już wkrótce sylwetka miesiąca. Wyjątkowa:) 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

pozwól sobie na odrodzenie

foto: archiwum własne

Dzisiaj będzie bardzo osobiście, właściwie zawsze jest... ale staram się nie epatować sobą. Zostawić przestrzeń dla Waszych odczuć, refleksji. Namysłu nad tym, czego dotykam.

Chcę Was zatrzymać przez moment na temacie odrodzenia i zmartwychwstania. Pomimo tego, że blisko nam do świąt wielkanocnych nie chcę dotykać aspektu religii, ale czegoś równie ważnego mianowicie NAS. Tego jak się odradzamy i jak zmartwychwstajemy.

Gdyby życie było pejzażem, obrazem natury... jak wyglądałby Wasz? Pogorzelisko czy rozkwitająca łąka? Feniks powstający z popiołów czy natchniona muza z przyklejonym uśmiechem i miłością pod pachą? A może to pytanie pozbawione jest zupełnie sensu? Może to zwyczajna prowokacja z mojej strony?

Wiecie za co uwielbiam życie? Pomimo wielu wad i mankamentów, które ze sobą niesie uwielbiam je za potęgę koncepcji siebie:):)! Koncepcji, którą można tworzyć, zmieniać, kreować, odłożyć, zaniedbać, zaniechać. Szanować albo lekceważyć.

Jeżeli chcecie być piękne-bądźcie. I nie chodzi tutaj o katowanie ciała dietą, przepalającym mięśnie fitnessem czy stosowaniem kosmetyków, które mają coś zakryć, przykryć czy przypudrować. Chodzi o piękno, które nie potrzebuje akceptacji i zrozumienia na zewnątrz.

Jeżeli chcecie działać-działajcie. Stawiajcie pojedyncze kroki na miarę swoich możliwości oraz sił.

Jeżeli chcecie kochać i być kochane- kochajcie i dajcie się kochać.

Trzeba być po prostu gotowym na przyjście i przyjęcie nowego.

Jeżeli czujecie, że coś umarło, odeszło- przywdziejcie żałobne barwy. Załóżcie wyciągnięty sweter, stare dresy zza kanapy. Zasłońcie okna, nie wychodźcie na siłę z łóżka, wylejcie łzy... ale błagam, po tym wszystkim pozwólcie sobie powstać NA NOWO!!!

Tyle koncepcji nas- ile wiosen. Mamy pełne prawo do: pomyłek, słabości, nieudanych rozmów, przyjaźni, słabych argumentów, spotkań, dróg zawodowych. Do głupich decyzji, bolesnych doświadczeń etc. Po tym wszystkim mamy prawo do NOWEGO. Nie namawiam do ignorancji przeszłości, bo ta jest częścią nas samych, ale zapatrujmy się na to, co jest przed nami:)

POWSTAWAJMY NA NOWO I OD NOWA, i bądźmy w tym śmiałe oraz równie konsekwentne, jak w bólu, czy smutku.

Odradzam się:)

W tym temacie pojawią się wpisy na blogach: http://www.blizejmamy.blogspot.com/ oraz http://www.manufakturarozwoju.pl/. Zapraszam do lektury:)

piątek, 11 kwietnia 2014

z własnej gliny, z własnego wyboru.

to nieprawdopodobne,

kiedy wymyśliłam siebie ulepioną nie z własnej gliny po to, żeby wrócić na rynek pracy moje dziecko zaczęło chorować. We mnie pojawił się bunt: dlaczego teraz?! Po buncie przyszedł spokój, a po spokoju myśl: jakie to życie jest mądre! 

Opamiętałam się i postanowiłam zaryzykować. Idę tam gdzie mnie jeszcze nie było. Pod prąd dotychczasowej drogi zawodowej z pustymi kieszeniami, ale ze zgodą, uśmiechem i chęcią. Tak bardzo chcę być sobą. Pewnie potknę się o siebie i o swoje myśli, ale kto się nie potyka?

W razie czego wstanę, otrzepię nogawki i pójdę dalej. Tyle mam z życia ile sama zabiorę.

Pozdrawiam. Wrócę niebawem z wyjątkową sylwetką.

niedziela, 6 kwietnia 2014

dobry czas. właściwy moment.

foto. archiwum własne

Jeszcze całkiem niedawno wydawało mi się, że coś co potocznie nazywamy dobrym czasem lub właściwym momentem istnieje naprawdę. Rzeczywistość dowodzi jednak, że to ludzka mrzonka. Bowiem dobry moment zaczyna się tam gdzie jest człowiek. Tam gdzie marzenie dotyka codzienności i zakotwicza się w prostych działaniach. Tam gdzie wiemy co i jak chcemy osiągnąć. 

Zastanawiam co sprawia, że boimy się zacząć inaczej? Boimy się oderwać od znanego choć nie zawsze dobrego dla nas? Z pewnością ile ludzi tyle odpowiedzi. 

Ja przestaję ufać głowie, która podpowiada, że początek innego jest złożony i wymaga szczególnych okoliczności. Ufam ludzkiej sile, która jest niezbadana i niezmierzona. Potrafimy więcej niż nam się wydaje! Wystarczy działać, ot po prostu, konsekwentnie i niezłomnie metodą małych kroków. 

Co zrobić, żeby nasz cel nie był uciekającym zajączkiem? 

Z pewnością nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Ja zamierzam odsunąć na bok głos sabotażysty i skupić się na działaniu. To dobry moment i właściwy czas. 

Ponieważ jesteśmy w temacie działań nie omieszkam wspomnieć o miejscu, które skupia wokół siebie blogujące Mamy. Miejsce nowe, ale ciekawe. Napędzane siłą kobiet:) Chętnych zapraszam do odwiedzin: 

poniedziałek, 31 marca 2014

ja i ktoś

 Zielony, Nikt i ktoś to piękna, poetycka opowieść o nas samych. O lękach, które tworzymy i karmimy. O lękach, którym ufamy, w które wierzymy, o których opowiadamy i których nie przekraczamy z powodu strachu.

To piękna opowieść o sile naszych przyjaciół, którzy w krytycznych dla nas momentach stają się oparciem i pomostem ku temu co lepsze. Nie wyręczają, nie oceniają ale dyskretnie, skutecznie, ze zrozumieniem pomagają.

W tej lekturze jest wiele prostych, a przy tym magicznych słów. Na tyle mocnych, że nie mam ochoty wypuszczać książki z ręki. Chcę ją trzymać długo i mocno, dopóki mądrość tej lektury nie stanie się moją własną.

I koniec. Koniec, który jest początkiem innego. Spokój sprawia, że zaczynamy dostrzegać to, co nas otacza.

Wyciszona gaszę reflektor, którym oślepiam swoją codzienność. Rozdygotane wnętrze uspokajam myślą, że ze wszystkim można sobie poradzić. Niczym magiczne zaklęcie powtarzam: oby sedno zmagań z kimś we mnie było takie, jak u Małgorzaty Strzałkowskiej.

Wydawnictwo: Bajka, 2013
tekst: Małgorzata Strzałkowska
ilustracje: Piotr Fąfrowicz

sobota, 29 marca 2014

ogłoszenia parafialne

Przedsiębiorcze Kobiety i Mamy,

jeżeli myślicie o własnej działalności, a jedyną przeszkodą w starcie pomysłu są finanse, to zachęcam Was do wzięcia udziału w konkursie. Do wygrania 100 bądź 50 tysięcy złotych na biznes. Szczegóły poniżej:

Trzymam za Was kciuki i życzę powodzenia:) 

poniedziałek, 24 marca 2014

BOLOGNA CHILDREN'S BOOK FAIR 2014


Na tym blogu nie może zabraknąć drobnej wzmianki o tak ważnym wydarzeniu, jak Bologna Childrens's book fair. Wczoraj w Bolonii rozpoczęło się wielkie święto miłośników ilustrowanych książek dla dzieci. Sercem jestem właśnie tam. Wydawcy, książki, autorzy, ilustratorzy. Perły oraz perełki z całego świata. 

Z uwagą śledzę wydarzenia i dbam o to by nie zzielenieć z zazdrości na myśl o Koledze, który znajduje się na miejscu i  podąża śladem nowości oraz nowinek. 

To szaleństwo, ale nawet moja poranna kawa pachniała dzisiaj świeżo wydrukowaną książką:)

Więcej informacji znajdziecie tutaj: http://www.bookfair.bolognafiere.it/

niedziela, 23 marca 2014

kobieto... kiedy trzeba podążaj skrótami

a po nocy przychodzi dzień(...)

Mój jeszcze nie nastał, ale zdecydowanie umocniłam swoją pozycję w codzienności. Po okresie chwilowych perturbacji i zaburzeń postanowiłam zacząć od miejsca, w którym jestem bez szczególnych oczekiwań co do tempa i sposobu funkcjonowania.

Uśmiecham się do siebie patrząc na piętrzące się przede mną notatniki. Powinnam bardziej zaufać technice, zadbać o środowisko i swoje zapiski oraz inspiracje umieszczać w laptopie. Zastanawiam się czy na Waszych biurkach, stołach oraz półkach również plączą się kartki z naprędce notowanymi słowami? I jak organizujecie swoją przyszłość? Jakie macie sposoby na łapanie i nie puszczanie inspiracji? 

Sięgam wzrokiem w prawo, a tam zanotowane zdanie: najgorsza to jest monotonia. Kawka, śniadanko, jajeczko. Nuda potworna. Na innej kartce pomysły na grupę, którą zamierzam stworzyć, żeby nie zwariować. Marzy mi się twór na wzór koła gospodyń wiejskich. Zresztą matka z twórczą duszą potrzebuje dodatkowych bodźców nie związanych bezpośrednio z logistyką domowych czy opiekuńczych obowiązków.  

I ostatnia myśl na koniec. Postanowiłam upraszczać i skracać wszystko w codziennym funkcjonowaniu byle sensowniej zadbać o siebie. Kiedy jest taka potrzeba zamierzam łazić na skróty i nie mieć z tego powodu najmniejszego poczucia winy. Najmniejszego. A teraz nabieram powietrza w płuca: głęboki wdech. Na wydechu opuszczam blog i wracam do tego, od czego uciekłam.

piątek, 21 marca 2014

kiedy rzeczywistość płata figle

Czasami kompletnie nie ogarniam życia. Nie wiem czy trzymać się planów, czy rzeczywistości, która wariuje i płata figle. A może sposobem na codzienność jest kompletny luz i puszczenie wszystkiego w myśl słów: niech się dzieje wolna nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba (?)

Kiedyś w takich momentach, jak ten rwałabym włosy z głowy w przekonaniu, że nie panuję nad codziennością. Dzisiaj ze spokojem łapię się najprostszych rzeczy, żeby widzieć że sprawy na których mi zależy idą do przodu. I tak skupiam się na dziecku, które choruje. Na kubku kawy, który stoi przede mną, na planach, które ratują rozhisteryzowaną twórczą duszę.  A co z resztą? Cóż... trzeba w sobie znaleźć siłę, żeby przetrwać czas niepokoju i chaosu. Mieć cierpliwość i wyczekać moment niepowodzeń. Nic więcej.

Dziecko zapadło się w chorowaniu, a ja wraz z nim więc wszystko co było na pierwszym planie przesunęło się gdzieś dalej. Jarzy się, jest, istnieje, ale w innej postaci niż ta zamierzona. Trwam, czekam i wierzę, że przyjdzie to, co przywołuję myślami i działaniem od dłuższego czasu.

Na blogu kilka dużych dziur, ale jak mawiał Napoleon: na polu walki dowodzi rzeczywistość. Nie zamierzam się smagać za nieobecność wręcz przeciwnie. Zamierzam pogłaskać się po głowie i powiedzieć: Dziewczyno, daj spokój, nie staniesz na uszach i rękach;)

Wszystkie Kobiety, które momentami czują się zagubione i przytłoczone tulę do serca! Kochane odnajdziemy to, czego szukamy! Nie przestawajcie trwać, wierzyć i działać:)

poniedziałek, 17 marca 2014

kto, jak nie my(?)

Nie wiem, jak u Was, ale u nas znowu infekcja. Szczerze mówiąc jestem bardzo zmęczona chorowaniem i z dużą nadzieją na zdrowie wypatruję wiosny. Mam dość katarów, gorączek, osłabień, zapaleń, kaszlu, nieprzespanych nocy, nieustających wizyt u pediatrów i oczekiwania na stan stabilizacji. Czekamy na lepsze...

a tymczasem w ramach cyklu: wspierajmy się mamy poruszam temat zaproponowany przez Manufakturę Rozwoju: co robisz dla siebie Mamo? Zerknijcie również tutaj: Bliżej Mamy.

Uczciwość namysłu nad tematem zaprowadziła mnie nad przepaść między tym, co było przed narodzeniem dziecka, a tym co stopniowo wydarzało się po urodzeniu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że macierzyństwo naznaczone jest tak silnym poczuciem utraty niezależności do chwili, kiedy nie zostałam Matką. Moja wielka niezależność skurczyła się do rozmiarów ziarnka grochu. Jednak w chwili, w której po raz pierwszy przytuliłam swoje dziecko do piersi postanowiłam zadbać o siebie.

Trudno w to uwierzyć, ale moje dziecko uwolniło we mnie siłę do zmian. Macierzyństwo z jednej strony bardzo ograniczyło moją niezależność, ale z drugiej strony dało mi szansę na prawdziwą wolność:) Zadbałam o siebie. Zaczęłam robić rzeczy, o których do tej pory marzyłam. Skupiłam się na sobie. Postanowiłam mówić głośno o tym co czuję, czego potrzebuję, do czego dążę. Przyznałam sobie prawo do bycia niedoskonałą, zwyczajną, potykającą się kobietą. Zaakceptowałam przeszłość i dzięki temu czerpię garściami  z tego, co jest:) Na tyle, na ile pozwala mi rzeczywistość walczę o spełnienie... tak trywialne, jak ciepły prysznic i lampka wina oraz tak istotne, jak bycie szczęśliwą kobietą:) W końcu kto o nas zadba, jak nie my?



środa, 12 marca 2014

tere-fere, czyli literacka gratka dla dzieci i rodziców w Warszawie

Już w najbliższy piątek w Warszawie rozpoczyna się pierwszy, trzydniowy festiwal książki dziecięcej zorganizowany przez Muzeum Książki Dziecięcej oraz wydawnictwo Muza SA. 

Program zapowiada się bardzo ciekawie i imponująco. Wiele spotkań, warsztatów oraz atrakcji dla małych i dużych miłośników książek. Bardzo żałuję, że nie mogę się tam pojawić.

Na festiwalu oprócz zdolnych i znanych autorów pojawią się ilustratorzy oraz wydawnictwa. 

Wzdycham przeglądając program w poczuciu nieodżałowanej straty. Mieszkańcom Warszawy oraz okolic pozostawiam link do programu i czekam na fotorelacje z wydarzenia:) 



poniedziałek, 10 marca 2014

pierwszy skowronek wiosny nie czyni, ale zdecydowanie ją zapowiada:)

Wiosna od zawsze kojarzy mi się ze świeżością i życiem. Tym razem wiosnę wyprzedziło wydawnictwo Bajka.

Jestem zachwycona i oczarowana nowością: Para-mara, czyli o dwóch takich, co próbują straszyć. Już w pierwszym kontakcie z książką zostałam uwiedziona przez oryginalną szatę graficzną. 

Świeżość oraz śmiałość kreski Pawła Pawlaka zapewnia bohaterom książki nietuzinkowy charakter, a czytelnikowi nie lada gratkę.Wszystko jest przemyślane i starannie wykonane. 

Historia bardzo zabawna i zaskakująca bowiem dwa strachy, które od zarania dziejów spędzają sen z oczu dzieci trafiają do programu telewizyjnego: pary nie do wiary. Rozmowa wbrew oczekiwaniom nie toczy się w atmosferze grozy i lęku. Pełna jest nieoczekiwanych zwrotów akcji, humoru i absurdu. Strachy: Cienias oraz Kanaletto opowiadają o swoich lękach i ronią łzy na wizji. Nazwane przez prezentera płaksami opuszczają studio w poczuciu niezrozumienia. 

Efekt pracy utalentowanego duetu: Jarosława Mikołajewskiego oraz Pawła Pawlaka uważam za absolutny majstersztyk. Wisienką na torcie tego wydania jest gładki i miły w dotyku papier. Moja radość z książki jest tym większa, że zdecydowanie przypadła do gustu synowi. Natychmiast włączył ją do swojego kanonu obowiązkowych lektur  na dobranoc, a Cienias i Kanaletto żyją już poza książką w cieniach oraz dźwiękach naszego mieszkania.  

Ta książka zwiastuje nietuzinkową wiosnę:) 


czwartek, 6 marca 2014

bajkowo-folkowo. O tym, jak tydzień potrafi zaważyć na kolejnych.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam  przedmioty z duszą AKo.Art Ceramiki nie miałam żadnych wątpliwości, że autorkę chce gościć na blogu w cyklu sylwetki. Nie spodziewałam się jednak tak pięknej i wyjątkowej historii, która stoi za tymi przedmiotami.

Z dużą przyjemnością prezentuję Wam Annę oraz rzeczy, które  wychodzą spod jej utalentowanych dłoni. Piękne, unikatowe i niezwykłe, z dawką dobrej energii serwowanej w kolorach oraz folkowych fakturach. Bajeczne i magiczne. Za tymi misami, spodeczkami, podkładkami, zawieszkami kryje się wyjątkowa opowieść, a za nią rozległa i ciekawa osobowość. Zresztą przeczytajcie sami. W tym skrawku wypowiedzi jest wiele siły, odwagi i piękna.

Moją przygodę z ceramiką rozpoczęłam kilka lat temu, wzięłam wtedy udział w tygodniowym kursie na Mazurach i zakochałam się - zarówno w Mazurach jak i w ceramice:) Z wykształcenia jestem socjologiem, przez kilka lat pracowałam w instytucji pomocy społecznej. Dzisiaj ceramika to nie tylko moja pasja, ale i praca, źródło utrzymania. Radość sprawiam mi łączenie pracy z możliwością tworzenia, poszukiwania. Inspirują mnie motywy bajkowe i folkowe (mój ukochany motyw serwetki ludowej), staram się je łączyć.
Lubię wesołą, bardzo kolorową ceramikę, która wprowadza w codzienność trochę radości, daje nadzieję.
Moja myśl dla kobiet - najważniejsze to odnaleźć swoją pasję, wiara i determinacja w dążeniu spowodują, że można osiągnąć wszystko:)

Pracowni życzę wielu sukcesów. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia. Trzymam kciuki za dalszy rozwój.

Niech te ceramiczne cuda obiegają świat i znajdują stałe miejsce w naszych domach oraz mieszkaniach:) 










więcej prac AKo.Art Cermiaki możecie podziwiać tutaj: https://www.facebook.com/pages/AKoArt-Ceramika/160418897446278?fref=ts

zdjęcia: Ako.Art Ceramika. 

poniedziałek, 3 marca 2014

ratunku! czy już tonę?

Opuściłam macierzyńsko -wychowawczy inkubator, w którym spędziłam dłuższą chwilę i rzuciłam swój mózg w procesy, myśli, zadania oraz zagadnienia, o których nie miałam najmniejszego pojęcia. Ja, zdeklarowany humanista postanowiłam zgłębić podstawy, absolutne podstawy programowania. W międzyczasie, jak donosiłam ja i dziecko zaliczyliśmy uciążliwe infekcje: gorączka, zapalenia różnej maści, permanentne osłabienia. Jestem na bakier z częścią materiału, która jest przepustką do tego, co dalej... i tak łapię się brzytwy i nadganiam. Ciągle w ogonie, ale też w nadziei, że nic straconego:)

Chwilowo zagubiłam swoją przynależność, bo nie ma mnie ani na blogu, ani przy dziecku. Nie ma mnie też w codziennych obowiązkach, ani w ukochanych książkach. Jak łapię chwilę staram się być blisko materii, którą zgłębiam, a chwil mało, bo wszyscy czują duży niedosyt mojej osoby.

Dzisiaj po raz pierwszy zatęskniłam za swoją znaną strefą komfortu z książką w ręku, recenzją w głowie, skrawkiem tkaniny i stukaniem maszyny do szycia.

W głowie mam wiersz Leopolda Staffa, który ratuje mnie przed rozpadem:

Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy.

O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało.

Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki i taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki.

wtorek, 25 lutego 2014

o życiu

Ledwo powiedziałam na głos o tym co dzieje się u mnie. O tym jak żyję, a raczej próbuję nadążyć za życiem i pach, trach... zaległam w łóżku.

Dwa dni kompletnego osłabienia i wysokiej temperatury. Dom zamienił się w szpital, a ja uzbrojona w antybiotyk i pakiet pigułek, dopiero dzisiaj wyszłam z łóżka. Do tej pory nadążałam z bieżącymi obowiązkami, ale po dwudniowym totalnym wyłączeniu z obiegu mam co nadganiać(...) To nic innego, jak prawdziwe życie, któremu należy stawiać czoła:)

Dziękuję za słowa wsparcia oraz zrozumienia. Budujące!

niedziela, 23 lutego 2014

trening czyni mistrza

Z dużą zadyszką, ale jestem. Od minionego poniedziałku mój plan dnia radykalnie się zmienił. Czasu dla siebie i dziecka mam jak na lekarstwo, ale jestem szczęśliwa i spełniona bo mogę się rozwijać. Ponieważ nowe obowiązki i zobowiązania pochłaniają lwią cześć mojej codzienności, a dodatkowo dziecko pochorowało się na całego, zmieniam formułę dotyczącą zgłoszeń w kwestii akcji: wspierajmy się Mamy.

Wszystkie osoby, które zapraszają do siebie na poniedziałkowe wsparcie w wybranym temacie proszę o pozostawienie linku do bloga w komentarzach:)

Ja idę poczytać o tym, co dzieje się u Was, a później uciekam do obowiązków.

Aktualnie trenuję ogarnianie domu i tego, co robię poza nim. Po pierwszym tygodniu efekt jest zadowalający. Zupełnie inaczej, ale da się w tym biegu odnaleźć logikę, a nawet przyjemność:) Pewnie wiele z Was ma już ten etap za sobą. Ja szukam optimum w nowym rytmie. Z pewnością za jakiś czas zgłębię ten temat z większą uwagą i mniejszym pośpiechem:)

środa, 19 lutego 2014

bajka w Bajce. O Melanii, Melchiorze i Panu Przypadku.

Lubię ludzi z polotem i wyobraźnią, którzy nie boją się ufać i ryzykować. Właśnie takich spotkałam w wydawnictwie Bajka. A co lepsza, przyjemność nie kończy się tylko na wrażeniach, lecz także na pięknych książkach, które zasiliły naszą pokaźną biblioteczkę.

Ja i mój synek, etatowe mole książkowe, połknęliśmy stosik jednym susem. Bajce dziękujemy za bajkę:)

Czas podzielić się wrażeniami. Zaczynam od Melanii i Melchiora.

Prosta i zabawna historia o nieśmiałości, głębokich uczuciach oraz panu Przypadku, który odmienia bieg rzeczy.



 
Bardzo udane połączenie zabawnej opowieści z dobrymi ilustracjami. Zakochałam się bez reszty w efekcie pracy Pawła Pawlaka, ilustratora tej książki. Dzięki niemu ja i synek podglądaliśmy świnki w ich mieszkaniach oraz codziennych zwyczajach. Od samego patrzenia można uwierzyć, że ten świat istnieje naprawdę. Niemal równolegle do tego, w którym sami funkcjonujemy.

Melania Kopytko oraz Melchior Knurek żyją w sąsiedztwie. Intuicja podpowiada im, że mogliby stanowić dla siebie wymarzone towarzystwo, ale niestety obojgu paraliżuje nieprawdopodobna nieśmiałość. Z tą różnicą, że Melania ukrywa ją pod dużym kapeluszem oraz za dużymi okularami, zaś Melchior zupełnie nad nią nie panuje. Zalewa go po uszy pozostawiając płomienny rumieniec. Codzienność świnek toczy się niezmiennym rytmem do czasu, aż w kamienicy nagle gaśnie światło za sprawą domorosłego wynalazcy: Eligiusza Przypadka.

Piękna, prosta, dobrze zilustrowana historia w ładnym wydaniu. Zresztą zobaczcie sami i skorzystajcie z opcji: zajrzyj do książki http://bajkizbajki.pl/ksiazki/O-Melanii-Melchiorze-i-panu-Przypadku.

Wiele życia jest w tej opowieści i cenny wniosek: warto zmierzyć się z własnymi emocjami, te bowiem są chwilowe. Przypływają i odpływają, a przypadek nie zawsze jest tak łaskawy i sympatyczny, jak ten z książkowej opowieści :) Nie ma to, jak trzymać własne życie we własnych rękach, czego oczywiście Wam życzę:)


 źródło ilustracji: http://bajkizbajki.pl

poniedziałek, 17 lutego 2014

zanim wyjadę z domu

Zanim wyjdę z domu muszę obowiązkowo wypić kawę, a ponieważ moim towarzystwem do kawy miałam być ja, to zaczynam dzień inaczej. Przynajmniej próbuję... trudno mi zupełnie oderwać się od myśli o dziecku, ale staram się. Zaraz opuszczam dom więc szybko umieszczam to, co ważne.

Przede wszystkim zainteresowanie postem: wspierajmy się utwierdziło moją intuicję w przekonaniu, że temat jest słuszny i należy go kontynuować.

Dziękuję za żywe zainteresowanie, które przerosło moje oczekiwania. To daje siłę na więcej. Moja motywacja zyskała skrzydła inne niż własne. Jest szansa na ciekawą perspektywę i rozwój w tym temacie:)

A teraz zapowiedzi:

FOTOGRAFIA.

Jeżeli macie ochotę pogłębić wiedzę w temacie około fotograficznym to zapraszam Was dzisiaj na blog: Świat Sikuni. W ramach akcji pojawi się kilka praktycznych porad dotyczących fotografii. Dziękuję za przyłączenie się do inicjatywy:):)!

Ponieważ sama z podziwem śledzę Mamy, które zachwycają zdjęciami, jakością i pomysłem namawiam: Kobiety fotografujące-zabierzcie nas w Waszą podróż:):) zostawicie dla nas amatorek pozbawionych wiedzy kilka cennych porad. Może złożone w całość sprawią, że i my pewnego dnia zachwycimy;)


HUMORYSTYCZNA KRESKA w sam raz na początek dnia!

Od niedawna jestem fanką pewnego bloga. Uzależniam się od niego! i gorąco zachęcam do czytania. Znajdziecie tam refleksję zaprawioną dystansem i HUMORYSTYCZNĄ KRESKĄ. Mowa o Rysunkach Anny L. Z tym blogiem świat wygląda inaczej, nawet jak momentami jest nieznośny. Anno L. DZIĘKUJĘ:):) za bloga i wzbogacenie ławicy poniższym rysunkiem:):)! Ławicę namawiam do lektury:)

źródło: http://rysunkiannyl.blogspot.com/ 


Po pierwszym wpisie odezwała się również Dziewczyna z Mafii Mam. Miała ochotę zamieścić informację o projekcie: wspierajmy się, u siebie. Ja po zapoznaniu się z Mafią nabrałam ochoty na zaprezentowanie ich tutaj. Wysłałam tekst o akcji, ale ponieważ mam totalne urwanie głowy nie dopilnowałam szczegółów:) Dziewczyny z Mafii Mam liczę na informację u Was, niech płynie po morzach i oceanach:):) Z dużą przyjemnością kibicuję Waszemu portalowi. Niech Mafia Mam, miejsce blogerek rozrasta się i przynosi owoce:):)

Każdą osobę zainteresowaną przyłączeniem się do akcji, wzbogaceniem ławicy zachęcam do pozostawienia śladu w komentarzach bądź wysłania wiadomości. Czekam na kolejne utalentowane płotki i szprotki;)

Cytując Annę L.: w Matkach siła!!!  Ja opuszczam dom. Dobrego dnia.

p.s. wspólny tekst aleLarmo, Manufaktury Rozwoju oraz Bliżej Mamy pojawi się w marcu:)