Czasami kompletnie nie ogarniam życia. Nie wiem czy trzymać się planów, czy rzeczywistości, która wariuje i płata figle. A może sposobem na codzienność jest kompletny luz i puszczenie wszystkiego w myśl słów: niech się dzieje wolna nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba (?)
Kiedyś w takich momentach, jak ten rwałabym włosy z głowy w przekonaniu, że nie panuję nad codziennością. Dzisiaj ze spokojem łapię się najprostszych rzeczy, żeby widzieć że sprawy na których mi zależy idą do przodu. I tak skupiam się na dziecku, które choruje. Na kubku kawy, który stoi przede mną, na planach, które ratują rozhisteryzowaną twórczą duszę. A co z resztą? Cóż... trzeba w sobie znaleźć siłę, żeby przetrwać czas niepokoju i chaosu. Mieć cierpliwość i wyczekać moment niepowodzeń. Nic więcej.
Dziecko zapadło się w chorowaniu, a ja wraz z nim więc wszystko co było na pierwszym planie przesunęło się gdzieś dalej. Jarzy się, jest, istnieje, ale w innej postaci niż ta zamierzona. Trwam, czekam i wierzę, że przyjdzie to, co przywołuję myślami i działaniem od dłuższego czasu.
Na blogu kilka dużych dziur, ale jak mawiał Napoleon: na polu walki dowodzi rzeczywistość. Nie zamierzam się smagać za nieobecność wręcz przeciwnie. Zamierzam pogłaskać się po głowie i powiedzieć: Dziewczyno, daj spokój, nie staniesz na uszach i rękach;)
Wszystkie Kobiety, które momentami czują się zagubione i przytłoczone tulę do serca! Kochane odnajdziemy to, czego szukamy! Nie przestawajcie trwać, wierzyć i działać:)
Ostatnio przechodziłam przez to samo co Ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Trzymaj się.
W zlewaniu rzeczywistości jestem mistrzynią. Tyle się dzieje w moim życiu, że czasem tego nie ogarniam. Wiem tylko, że dzieci są dla mnie najważniejsze. Życzę zdrówka, dla dziecka i aby do przodu. P;)
OdpowiedzUsuńtez czasami tak sie czuje. coz, trzeba wierzyc co innego pozostało? :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio właśnie myślałam, że czasami robię, robię i wszystko pędem, żeby zdąrzyć... a potem zdarza się coś nieoczekiwanego i okazuje się, że moje robienie przyniosło mniej rezultatów niż niespodzianka od losu! I tak się zastanawiam: po co ja to wszystko robiłam? Mogłam sobie siedzieć i czekać na łaskę losu... A w trudnych chwilach powtarzam sobie do znudzenia: at the end everything will be all right. If it's not all right than it's not the end!
OdpowiedzUsuńCzasami też tak mam... Dasz radę! Trzymam kciuki kochana :)
OdpowiedzUsuńŚwięte slowa!
OdpowiedzUsuńtak to się czasem dzieje ze te złe rzeczy przysłaniaja te najważniejsze i sie gubimy...dlatego warto walczyc i sie nie poddawac, a wszystko sie ulozy :*
Pamiętaj zawsze po nocy przychodzi dzień :)
OdpowiedzUsuńJa jako poprawna pesymistka zawsze sobie powtarzam,nigdy nie jest aż tak źle żeby nie mogło być gorzej, a może to niepoprawny optymizm :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam i to dosyć często ostatnio, ale na szczęście znajduję siłę, by zmagać się z problemami. Mamy dla kogo żyć:)!
OdpowiedzUsuńMam tak ostatnio, niestety :(
OdpowiedzUsuńDziałajmy i dojdźmy do celów zamierzonych!
OdpowiedzUsuńtakże czasami mam takie dni jakie opisujesz, ale najważniejsze to się nie poddawać:)
pozdrawiam :)
Czasem i tak bywa...ale nie ma tego złego...dasz radę, a my już będziemy trzymać kciuki! :)
OdpowiedzUsuńKochana, my tu cierpliwie na Ciebie czekamy. Ja sama wychodzę z założenia, że aktualizacja bloga jest na dalszym miejscu w moich priorytetach - na pierwszym są dziecko, mąż i ja. Zadbaj o dziecko, siebie, sprawy rodzinne i osobiste, a potem wracaj do nas z pełnią sił. :*
OdpowiedzUsuńkobiety wszystkich chorych dzieciaków łączmy się:)! ;) Wasze zrozumienie jest budujące, a słowa wsparcia mobilizują:):) Dziękuję:):)
OdpowiedzUsuńno to możesz mnie mocno przytulić,
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
też mi się to zdarza, trzymam kciuki za Was, będzie lepiej...
OdpowiedzUsuńcieplutko pozdrawiam i ściskam :)