piątek, 29 listopada 2013

duszę się. dajcie mi trochę przestrzeni

Pamiętam dokładnie uczucie pętli zaciskającej się wokół mojej szyi. W pięknym świecie, naprawdę pięknym świecie matki i dziecka (nie ma tu cienia ironii) stopniowo zaczęłam się dusić.

Urządzałam sobie różne odskocznie i ucieczki od monotonii oraz powtarzalności dni. Z dzieckiem i bez dziecka. Zakupy, spotkania, kursy, bieganie i taniec. Jednak wszystko to dotykało wierzchniej warstwy tafli, która skuła moją rzeczywistość.

Przyszedł moment, w którym zaczęłam protestować i stawiać opór. Więcej w tym wszystkim było złości niż konstruktywnych rozwiązań. Odpowiedzialność za moje samopoczucie zaczęłam delegować do męża i na tamten moment byłam autentycznie przekonana, że mam rację. Jedyną korzyścią tego okresu jest fakt, że mój mąż zaczął dostrzegać brudne pranie wychodzące z kosza oraz niepozmywane naczynia oczekujące w kolejce do zmywarki i piętrzące się w sterty przypominające wieżę Babel.

Czasami miałam ochotę krzyczeć: duszę się! dajcie mi trochę przestrzeni! no ale... bez złudzeń z tym zagadnieniem często zostajemy same. Doba się nie rozciągnie, my nie nabierzemy nadludzkich sił, a nasz partner nie zrzuci starej skóry po to, żeby nas uszczęśliwić. A więc co mamy robić?

Zostawiam to pytanie do poniedziałku w połączeniu z krótkim filmem. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy marzyłam o takiej wewnętrznej wolności i lekkości. Dzisiaj pomimo różnych problemów i zawirowań, coraz częściej jej doświadczam i smakuję.

Miłego oglądania i spokoju ducha na weekend:) Włączcie głośniki są niezbędne:) pozdrawiam.


26 komentarzy:

  1. Genialny filmik - zazdroszczę luzu :)
    Monotonia zabija... niestety, dlatego też wymyślam sobie różne rozrywki, choćby pisanie bloga, gotowanie innych rzeczy niż zwykle, wypad z koleżankami do kawiarni. Ale kiedy wracam znowu atakuje mnie monotonia, która jest przerażająca, bo jak się człowiek jej podda to już tak zostanie - uwięziony w powtarzalności dnia codziennego, gdzie nie odróżnia się środy od niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielbię fakt, że się pojawiłaś w blogosferze. Moją formą ucieczki jest szkoła ale tam i tak myślę o małej choć tatuś świetnie sobie radzi, a ja zastaje w domu ciepły obiad, szczęśliwe dziecko, posprzątane mieszkanie. Niestety wpadłam w taki wir, że nie chce małej z nikim zostawiać bo wiem, że nikt nie zajmie się nią tak dobrze jak ja i mój mąż. Została raz z moją siostrą na czas wesela i źle się to skończyło. Jak znajdziecie jakiś sposób na wyłączenie myślenia to chętnie wykorzystam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za miłe słowa:) Wyłączyć myślenie??? hmmm. Wydaje mi się, że można tylko nad nim panować, ale wyłączyć(?) być może na moment.

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc, to nie znam innego sposobu na uzyskanie spokoju ducha, jak pogodzenie się z sytuacją i okolicznościami w jakich się znalazło:) Może nie brzmi to ekscytująco, ale jak sama zauważyłaś, stawianie oporu albo szukanie odskoczni na siłę nie pomaga. Zajmuję się dzieckiem (domem,studiami...) w pojedynkę i punkt krytyczny osiągam przynajmniej raz dziennie, wtedy staram się skupić na chwili obecnej i wraca właściwa perspektywa, prędzej czy później...
    Filmik super, przypomniał mi się klip z pozlepianych fragmentów Ally McBeal o podobnym klimacie http://www.youtube.com/watch?v=g1-9vw8cUi8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak. zgoda na rzeczywistość, ale w takiej otoczce, jaka gra w naszych kobiecych duszach:) Bardzo podoba mi się Twój sposób na rozbrojenie punktu krytycznego, też czasami po niego sięgam. Skupić się tylko na tym co jest tu i teraz.

      Usuń
  4. Nominujemy Cię do Liebster Award. Wywiad, który chciałybyśmy z Tobą przeprowadzić znajdziesz tutaj: http://stopociech.blogspot.be/2013/11/libster-awards-nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Filmik bombowy :) A twoje odczucia -chyba wiele matek ma takie same tylko wiele o tym nie mówi. Moja kuzynka zrezygnowała z części macierzyńskiego, wraca do pracy jak mały będzie miał 10 m-cy. Czemu ? Bo również się dusiła i czuła, że tak będzie lepiej dla niej i dla dziecka.
    Czy to źle? Czy jest złą matka?
    Moim zdaniem nie. Grunt, aby zachować równowagę w życiu. A jak ona wygląda to indywidualna sprawa :)
    Pozdrawiam i 3maj się :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozwiązaniem jest AKCEPTACJA danego stanu. Heh...tak, tak, wcale łatwo mi się tego nie mówi, ale po prostu trzeba zacząć czerpać, albo przynajmniej wynajdywać pozytywne aspekty.
    Niestety jeśli się jest "samotną" matką w sensie takim, że nie ma się za ściną mamy, teściowej, babci czy siostry lub dodatkowej pary rąk, lub nawet kilku, by móc na chwilę "się zapomnieć", wyjść ze skóry czy odetchnąć pełną piersią to idzie lekko sfiksować.
    To, że jestesmy matkami nie znaczy, że robotami nakręconymi 24/24 7 dni w tygodniu.
    I nie mamy L4, wolnych weekendów czy urlopu na żądanie.

    Trzeba znaleźć swój własny złoty środek....ja dość długo szukałam....choć czasem nadal mam ochotę wsiąść w pociąg i pojechać byle gdzie....ale tylko na chwilę !! bo jednak serce lgnie do swego malutkiego serduszka :)


    Pozdrawiam ciepło !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja przesuwam horyzont, o czym pisałam dzisiaj:) Mam wrażenie, że my mamy, chociaż zasadniczo się od siebie różnimy pewne stany przeżywamy w ten sam sposób:) czuję się wśród Was/Nas blogujących mam niezwykle komfortowo:) Dziękuję.

      Usuń
  7. Mnie czasem udaje się tak totalnie wyluzować,ale tylko czasem.No i nie na przystanku autobusowym :)Zawsze z tyłu głowy jest jakiś czujnik.Jesteśmy mamami,po prostu.Nie masz pojęcia jaki ja kiedyś miałam mocny sen.Jak zasnęłam to mogły się ściany walić a ja nic.A od kiedy pojawiła się Lenka to słyszę każdy szmerek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o luz na przystanku autobusowym niełatwo, szczególnie taki, jak u bohaterki filmu:) Tak. My mamy niczym sejsmograf rejestrujemy każdy nocny i poza nocny szelest i szmer:) Znam to z autopsji, chociaż poziom mojej czujności powoli się obniża.

      Usuń
  8. Prawda jak mało ma "urlop macierzyński" z urlopem wspólnego? :) Trzeba znaleźć sobie zawsze jakieś odskocznie... :)

    Ale do rzeczy - mam przyjemność przekazać Ci nominację do Liebster Award :) gratuluję!
    http://ochamusume.blogspot.com/2013/11/liebster-award-szalenie-mia-nominacja-i.html?showComment=1385757460416#c293181218826694217

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbaciana córo, dziękuję za wyróżnienie. Jestem onieśmielona nominacją:) Z dużą przyjemnością wytypuję blogi i odpowiem na pytania:)

      Usuń
  9. kurcze! ale bym chciała mieć tyle luzu i odwagi co ta kobieta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda?:):) a z drugiej strony, co nam stoi na przeszkodzie?

      Usuń
  10. W każdej z pozoru ''szarej myszce'' jest cudowna kobieta:) Każda z nas jest cudowna tylko nie pokazujemy tego innym. Za dużo stereotypów,starych schematów,wygórowanych oczekiwań i dziwnych tradycji.Monotonia potrafi nieźle popsuć smak bycia z dzieckiem w domu. No,ale coraz lepiej sobie z nią radzimy!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się i podpisuje pod wszystkim. Mamy w sobie potencjał. Często same się go boimy bo żeby go wyciągnąć na światło dzienne trzeba wyjść ze strefy komfortu, która z komfortem nie wiele ma wspólnego. Radzimy sobie coraz lepiej:)

      Usuń
  11. Strasznie ciekawy post ! ja jak czuję że się ''duszę'' wyganiam męża z dzieckiem na spacer i muzyka na full :) pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  12. Fantastyczny filmik, ale już sobie wyobrażam gdy staję na przystanku np. w Wieliczce pod Krakowem, włączam Adele i zaczynam podrygiwać, a tu tłumek gapiów dookoła hahaha.

    Ja tez szukam sposób na to by być szczęsliwą np. podążam wyboistą sportową drogą ;)
    http://mamajuma.blogspot.com/2013/11/szesnasty-tydzien-mama-cwiczy.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "sportowa droga" to moja największa achillesowa pięta. Na całe szczęście dla mojego organizmu dużo spaceruję:)

      Usuń
  13. A może jednak warto porozmawiać z mężem, żeby "zmienił skórę".
    On w końcu też jest "sprawcą zamieszania"

    OdpowiedzUsuń